Nieraz miewam (szczególnie u juniorów) reklamacje typu "Panie sędzio, czy jest mat?".
Od lat jestem zdania, że najlepiej aby nie mówiono mat.
Niechaj przeciwnik sam sprawdzi, czy jest możliwość obrony przed
szachem.
- Jeżeli znajdzie prawidłowe posunięcie, to mata nie ma i grają dalej.
- Jeżeli nie znajdzie to
- albo się podda (jeżeli mata nie było)
- albo skończy mu się czas na grę
- albo będzie chciał zrobić nieprawidłowe posunięcie.
Ja obserwując z daleka, nie mogę dopuścić aby grali po powstaniu pozycji matowej. Dlatego gdy nie było mata a grają dalej, jeszcze raz sprawdzam i przerywam grę.
Jeżeli wcześniej powiem, że nie ma mata, to będzie podpowiedź. Zawodnik będzie siedział i męczył deskę szukając obrony, gdy wcześniej zniechęcony chciał zakończyć grę.
Sędzia nie może wpływać na wynik i przebieg partii. Gra ma być samodzielna. Daje wówczas najwięcej satysfakcji. A jak znajdzie się obronę, której przeciwnik nie zauważył - jego mina bezcenna.
W latach 70. XX wieku miałem sytuację na turnieju kolonijnym.
Graliśmy bez zegarów i bez zapisywania partii. Była to już ostatnia gra
rundy. Wszyscy byli na obiedzie oprócz naszej trójki: wuefista pełniący
funkcję sędziego, kolega z grupy (mój przeciwnik) i moja skromna osoba.
Kolega mocno atakował a ja się spokojnie broniłem i pozycja była pewna. Po którymś posunięciu szachującym mego króla wuefista powiedział mat. Jak mat, to mat. Podałem dłoń i poszedłem do łazienki się umyć i na obiad. Jednakże jak ochłonąłem, analizowałem pozycję w głowie i nie mogłem doszukać się mata, gdyż bierki były powiązane i każdy ruch powodował inną linię obrony.
Dlatego teraz jestem uczulony na mówienie mat.